Zmęczona
Jestem już zmęczona. Zmęczona życiem. Codziennie szukam powodów by żyć. Ktoś może powiedzieć: dla dzieci żyj. A ja nie chcę ich popsuc. Tak jak popsułam JĄ, moja najstarszą córkę. Byłam nadopiekuńcza, wszystko wiedząca najlepiej. Bo spadniesz ze zjeżdżalni, bo się przewrócisz, bo się wybrudzisz... Można w nieskończoność wyliczać. Ja - toksyczna mama. Dziś mama, która szuka powodów by żyć. I nie jestem samotna. Jest mąż. Czasem jest bardziej, czasem mniej, ale jest. I wciąż jestem ja. Ratująca rodzinę, choć ratując ją psuję bardziej.
Za mną kłótnia z córką. Nie mogę się pozbierać. Podporządkowałam pod nią mój świat, moje myśli, moje codziennie czynności. W sumie to całą rodzinę podporządkowałam. I gnijemy tak z dnia na dzień. Ten rak nas zżera od środka. A ja siadam sobie w kącie i myślę ile tabletek i których, by to skończyć. Głos w głowie: dzieci masz małe, będą płakać! Ale tłumi to mój drugi głos, ten głośniejszy: żałoba minie, łzy się skończą, znów będą żyć i się uśmiechać. Będą żyć lepiej bez ciebie. Nie popsujesz ich!!
Muszę użyć dużo dużo siły, by stłamsić ten głos. I jestem już taka zmęczona. Zmęczona toksyczna mama. Która od kilku lat i tak już nie żyje. Ona wegetuje. Mam jakieś głupie poczucie, że beze mnie nie dadzą rady, wszystko się sypnie, ziemia przestanie się kręcić. Ale to nieprawda. Rano i tak zaświeci słońce. Boże, jestem taka zmęczona...